środa, 10 kwietnia 2013

Baba (nie) za kierownicą

 ***  
Świat gna do przodu. Gnamy i my. Samochodami, coraz szybszymi, coraz to nowszymi, bardziej wygodnymi. 

Doceniam wszystko, co daje samochód. To ON wiedzie mnie przez wymarzone zakątki Europy. Daje wolność podróży, jakiej nie mam w samolocie. Pozwala tak wiele zobaczyć. Dzięki NIEMU oglądam i dotykam kawałki świata.
Tak, doceniam GO, choć jestem tylko pasażerem....

Mój małżeński kierowca też kocha takie podróże. Jedziemy razem, by potem wysiąść i dalej pójść pieszo.

Nie jestem kierowcą. Nie mam prawa jazdy, bo nie lubię prowadzić. Wiem, bo próbowałam. Nie robię niczego wbrew sobie. 

Po mieście jeżdżę autobusem. W tak skomunikowanej aglomeracji poruszam się dość szybko, choć nie raz zdarza mi się tupać ze złości, bo... akurat śnieg spadł i zima zaskoczyła ....bo minęła godzina i nie wiedzieć czemu stoję dalej...

Autobusy są przepełnione, więc nie powinien dziwić fakt istnienia baby bez prawa jazdy. A jednak dziwi.
Bo to chyba gatunek na wyginięciu. Choć takie gatunki są pod ochroną. Baba bez pojazdu czterokołowego,już nie.

No bo jak baba w XXI wieku, matka i to pracująca może żyć bez samochodu? No jak? Pytają.
Samochód stanowi o statusie społecznym. Zaradności, nowoczesności i kwalifikacjach człowieka. Coraz częściej, jak już nie zawsze staje się ważnym kryterium w życiu zawodowym.
Tak jakbym przez 8 godzin miała jeździć wokół biurka samochodem. 

Samochód jest wygodny w dotarciu do pracy, ale czy naprawdę zawsze jest nam w niej potrzebny?

Wiem jakie korzyści dają cztery kółka,bo są sytuacje kiedy ich potrzebuję, ale radzę sobie bez nich.
Żyję, a to chyba dowód na to,że tak szybko nie wyginę...

NANA 


***
Wbrew tytułowi, post nie będzie o ślamazarnej i nieogarniętej babie za kierownicą. Będzie ... o babie bez prawa jazdy i samochodu, którą sama jestem.                                                                                  

Obserwując otaczającą mnie rzeczywistość zauważyłam, że kobiety bez prawa jazdy wyginęły wraz z dinozaurami. Żeby sprostać na miano kobiety XXI wieku, licencję na prowadzenie pojazdu czterokołowego należy mieć. Wiem doskonale, jak ułatwia to życie, bo sama zdana jestem na komunikację miejską i nie raz pluję sobie w brodę, że nie staram się przełamać mojego histerycznego strachu przed drogą i zapisać się na kurs. Nie rzadko wyzywam w duchu, kiedy po pracy muszę biec na autobus, bo następny dopiero za godzinę, nie skaczę z radości pod niebiosa, kiedy do innego miasta dostać się muszę dostępnymi mi publicznymi środkami transportu.

Znam dobrze minusy życia bez prawa jazdy. Ale wiem, że to nie koniec świata, dlaczego więc w dzisiejszym świecie fakt nieposiadania prawa jazdy przez kobietę jest tak zdumiewający i powszechnie wymagany. Nie muszę daleko szukać przykładów:
Ogłoszenie o pracę: sekretarka, miejsce pracy: sekretariat, praca w stałych godzinach bez wyjazdów służbowych, wymagania: prawo jazdy kategorii  B. Hmm... Naprawdę nie można dojeżdżać autobusem?
Przecież wyjazdy nie są wpisane w charakter tej pracy, więc to chyba moja sprawa, czy lubię marznąć na przystankach wcześnie rano.

Kolejna sytuacja, nieco inna, bo mowa tu o kobiecie, która ma prawo jazdy, tylko nie ma możliwości wykorzystania swych umiejętności w praktyce. I tym razem w zdobyciu pracy w innym mieście przeszkodził jej brak samochodu, bo przecież jazda autobusami byłaby męcząca. I pewnie szukałaby zaraz innego zajęcia, bliżej, no więc po co w ogóle ją zatrudniać... - taką usłyszała odpowiedź.
 
Kiedyś zrobię to prawo jazdy, żeby nie być dinozaurem. A to, że, przy okazji poprawię sobie komfort jazdy, to już inna sprawa...

Na koniec przyjemna nuta dla ucha:

LENA




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz